18

grudnia 2011
Skomentuj (0)

Mówisz Azja, myślę… architektura. Nie przeludnienie, nie pola ryżowe ani nie skośne oczy. Tylko pozłacane budynki. Wielopoziomowe zdobione dachy, pozłacane wieżyczki, tysiące kolorowych ornamentów…

I chociaż moje wyobrażenia bardziej dotyczyły Chin, to nie zawiodłam się będąc w Tajlandii. Przepych, porównywalny tylko z europejską epoką baroku, rzucał się w oczy nawet przy drodze szybkiego ruchu. Kilkupasmówkę prowadzącą na lotnisko w Bangkoku zdobią złote posążki buddy! W mieście co kilka metrów stoi ołtarzyk na część buddy albo króla Ramy IX, którego Tajowie wielbią niemniej. I to nie jest taki ołtarzyk, jaki znamy z Polski. Bo polski przydrożny ołtarzyk kojarzy się raczej z biedą i ubóstwem. Tajski wygląda jak świąteczne dekoracje w Nowym Jorku połączone ze sceną z rozdania nagród MTV, czyli… nie wiadomo, gdzie się patrzeć.

Jest niezwykle kolorowo i może także dlatego Tajowie to taki uśmiechnięty naród. Przydałyby nam się w Polsce takie oderwane od rzeczywistości miejscówki i nie mam na myśli straganów z kwiatami przy cmentarzach. Ciekawe tylko, jak długo by takie coś u nas przetrwało…

Jednak prawdziwym świadectwem przepychu i potęgi dawnych monarchów jest Stare Miasto Królewskie w Bangkoku z Wielkim Pałacem w jego sercu. Powierzchnia 218 tys. m², otoczona wielkim białym murem, od kilkuset lat tworzy fundament olbrzymiego zespołu pałacowego. Aby do niego wejść, trzeba mieć przede wszystkim zakryte nogi i ramiona. I przez to byłam niemal pogodzona z faktem, że mój spacer po najważniejszym miejscu w Tajlandii ograniczy się do podpierania wiekowego muru. Zakryte nogi nie oznaczają bowiem spodenek za kolano. Trzeba było mieć zakryte kostki.

Ale jako że Tajowie, jak żaden inny naród na świecie, wiedzą, że turysta to pieniądz, przewidzieli taką ewentualność. Przed wejściem do Pałacu można wypożyczyć wątły kawałek materiału za drobną opłatą w zastaw. Tak jakby ktoś chciałby sobie zabrać na pamiątkę sukienkę w słoniki. Tak, trafiły mi się słoniki. Nie było czasu wybierać.

Nigdy nie lubiłam zwiedzać zamków ani muzeów. Nudziły mnie. Nigdy też nie spodziewałabym się, że wyjdzie mi taki tekst na temat budowli i ołtarzyków. No, ale też przyrzekałam sobie kiedyś, że nigdy na maturze z polskiego nie wybiorę wypracowania związanego z analizą poezji. Powiedzenie 'nigdy nie mów nigdy' ma sens…

Na zdjęciu: Pałac Królewski w Bangkoku, czyli jedno z moim ulubionych zdjęć z Tajlandii. Hmmm… dlaczego wiec pojawia się na blogu dopiero teraz?


Komentarze do wpisu: Dodaj nowy komentarz