08

marca 2012
Skomentuj (6)

Autobus był już załadowany pasażerami, którzy właśnie wylądowali na Heathrow i miał odjeżdżać w kierunku terminala londyńskiego lotniska. W ostatniej chwili do pojazdu wskoczył łysiejący pan w okolicach pięćdziesiątki w eskorcie młodego angielskiego stewarda. – Mówicie i po polsku, i po angielsku? – zwrócił się pracownik British Airways do znajdujących się pod ręka dziewczyny i chłopaka, wyglądających na parkę. Pokiwali głową pewni siebie. Uradowany steward zaczął im tłumaczyć, że starszy pan wyraźnie potrzebuje pomocy w jakiejś sprawie, ale na drodze stanęła bariera językowa. Chodziło o banalną kwestię – gdzie ma się udać, jeśli Londyn to nie jest jego miejsce docelowe. Ale jako że Anglik tego nie wiedział, zapewne po dramaturgii bijącej z twarzy tego pana, pomyślał, że to problem wagi wylądowania na złym kontynencie. 

Młodzi przetłumaczyli, o co chodzi i koniec historii. No, niestety nie… Zamiast tego, ku zaskoczeniu Anglika, chłopak i dziewczyna zamarli. Stanęli jak wryci, po czym wymienili się niepewnymi spojrzeniami, z których dało się odczytać dwa słowa: ale wpadka. Wtedy do akcji włączyła się starsza pani, przyglądająca się wcześniej monologowi stewarda z boku. Zamieniła kilka słów z blisko swoim rówieśnikiem, potem z Anglikiem i ośmieszyła młodzież. Tak właśnie z angielskim radzą sobie nierzadko nasi rodacy za granicą. Niby każdy umie, każdy gra kozaka i szyderczo wyśmiewa się, jak inny nie potrafi się wysłowić, a jak co do czego, to pozostaje jedynie tępe spojrzenie. No ale nie wypadało się przyznać.

– Ja też się tu tylko przesiadam, więc możemy razem iść dalej. Gdzie pan leci? – zaczepiłam starszego pana zaraz po wyjściu z autobusu. – Do Chicago – odparł ze wschodnim akcentem. – To w tym samym kierunku, bo ja do Filadelfii – powiedziałam. – Dzięki za pomoc. Władimir jestem. Jak Kliczko. Po polsku Włodek. Jestem z Ukrainy – przedstawił się. – Paula. We wszystkich językach Paula – uśmiechnęłam się. To ciekawe, że żadna inna nacja nie ma takich problemów z moim imieniem jak moi rodacy. W Polsce niejeden już przechrzcił mnie na Paulinę. I, co gorsza, nie chciał przyjąć do wiadomości, że to dwa zupełnie różne imiona.

Włodek okazał się bardzo miłym i rozmownym facetem o mentalności Amerykanina. Lubił opowiadać o sobie. Przez kilka lat robił meble w Polsce, więc nieźle radził sobie z naszym językiem. Urodził się we Lwowie. – Piękne miasto, taki mały Kraków – zachwalał. Jego brat i mama mieszkają w USA. Ojciec nie żyje. – Na Ukrainie ludzie marzą o pracy w Polsce. A Stany Zjednoczone to już w ogóle… Synonim lepszego życia, ale dla obywatela Ukrainy bardzo ciężko jest dostać wizę. Bratu się udało, bo był świetnym tancerzem. Teraz uczy tańca amerykańskie dzieci – opowiadał. Włodek leciał ich tylko odwiedzić.

Ożywił się (o ile było to jeszcze bardziej możliwe), kiedy padło hasło EURO 2012. – Grupę mamy ciężką, a drużyna nie gra ostatnio najlepiej, ale będziemy walczyć! – zapewnił. Współgospodarze trafili na Szwecję, Anglię i Francję, ale, słuchając Włodka, nie za bardzo się tym przejmują. – Piłka piłką, ale dla nas to przede wszystkim niesamowita szansa pokazania się Europie jako kraj cywilizowany. Nie jest tak jest myśli Zachód, że na Ukrainie to tylko głód i ubóstwo. Naprawdę państwo szybko się rozwija, choć, jak wiadomo, jest jeszcze wiele niedociągnięć. Nie wydaję mi się jednak, żebyśmy wypadli gorzej niż Polska. Podobno u was też dużo opóźnień! – trafił w sedno.

Najbardziej jednak z Włodka biło to przywiązanie do zespołu narodowego. I nie chodzi tu o ślepy patriotyzm. Tylko o wiarę i dumę z własnej drużyny, utożsamianie się z nią. To poczucie, że to jedni z nas. To właśnie zanika u nas i to jest największym niebezpieczeństwem w naszym kraju. Dzisiejsza reprezentacja Polski to bardziej szydera niż powaga. Ale nie może to dziwić. Jak tu utożsamiać się z kadrą, którą ogląda się raz na ruski rok, która jest bardziej strzeżona i niedostępna niż Barack Obama i w której w dodatku grają ludzie, do których strach powiedzieć "cześć", bo nie wiadomo, czy nie odbiorą tego jako obelgę. Dlatego tak miło słuchało się Włodka z Ukrainy. On naprawdę czuł się częścią drużyny narodowej i świadkiem czegoś wielkiego, co będzie miało miejsce u niego w domu za trzy miesiące…

Na zdjęciu: widok na Londyn z samolotu. Nie mam pojęcia, co to za stadion…


Komentarze do wpisu: Dodaj nowy komentarz

lesykarse (2021-03-19 10:49:34),


http://fcialisj.com/ - cheapest cialis online

BardacCug (2019-12-15 12:44:53),


Morning sickness doesnt have to be something you simply grin and bear—plenty of treatment options are available that can help you feel better. "Just because nausea in the morning not pregnant caused by

MarcinS (2012-03-20 06:23:57),


Zmijka mnie uprzedzil ze Twickenham .

MC (2012-03-09 08:53:29),


Są pewne postępy :) Nie muszę już poprawiać ;p

Paula (2012-03-09 03:22:37),


Dzięki za dokładne info :) Tak myślałam, że to pewnie jakieś rugby, bo raczej nie baseball :P

Żmijka (2012-03-08 22:15:29),


Stadion nie futbolowy ;) Twickenham - stadion rugby :) 82 koła ludzi, największy stadion rugby.