10

kwietnia 2013
Skomentuj (3)

Wszedł do przedziału. – Można? – zapytał. Usiadł. Nie wyglądał najlepiej. Miał podkrążone oczy i wydawało się, że zaraz wyzionie ducha. Ubiorem się nie wyróżniał. Chociaż powyciągana koszulka i wytarta skórzana kurtka nie mogły świadczyć o tym, że to osoba z zarobkami powyżej średniej krajowej. Przyniósł ze sobą reklamówkę z puszką piwa, colą i napojem gazowanym oraz zapach, przypominający warszawski Dworzec Centralny. Oparł głowę o siedzenie i znów się odezwał.

– Okradli mnie – wymamrotał.

Milczałam. Słychać było tylko jego ciężki oddech i powolne toczenie się pociągu, który właśnie ruszył.

– Straciłem dokumenty i 50 zł. Nie mam biletu. Mam nadzieję, że konduktor będzie jakiś w porządku – kontynuował. Często ludzie w pociągu zagadują. Zwykle jednak pytają o godzinę albo ponarzekają na pogodę i na tym się kończy. Tym razem było inaczej.

– To pechowo – odpowiedziałam, nie chcąc dalej udawać, że go ignoruję.

– No… W dodatku jestem padnięty. Hera potrafi dać w kość.

– Heroina? – upewniłam się, czy dobrze słyszę. Nigdy jeszcze nie miałam do czynienia z narkomanem, chociaż tyle się o nich mówi.

– Tak. Zwykle biorę amfę. Hera jest mocniejsza.

Po tych słowach niejeden podróżny na moim miejscu zabrałby bagaż i opuściłby nawet nie tyle przedział, co wagon. Ale ja postanowiłam zostać. Ciekawość wzięła górę.

– Jesteś z Warszawy? Długo bierzesz? – ślina automatycznie przynosiła na język kolejne pytania.

– Biorę od szesnastego roku życia i trwa to już czternaście lat. Jestem z Radomia i jadę teraz do Radomia. Do Warszawy przyjeżdżam tylko po towar. Bo w Radomiu nie sprzedają hery. Przyjechałem tu z kolegą dziś rano. Mieliśmy kupić coś, puknąć trochę i wieczorem wrócić. Ale kolega przesadził i usnął. Przyjechało pogotowie. Zabrało nas obu. Oni mu chyba życie uratowali, bo wyglądał strasznie. Kur… no a przecież wzięliśmy po tyle samo! Podali mi jakiś lek i puścili. A jego zostawili. W dodatku w innym szpitalu!

Dało się wyczuć, że jeszcze jest pod wpływem używek. Mimo to mówił dość składnie. Czułam, że odpowie wyczerpująco na wszystkie pytania, jakie mu zadam. Mogłam więc się sporo dowiedzieć na temat, który jest tak popularny i niedostępny zarazem.

– Łatwo w Warszawie o dragi? Skąd wiecie, gdzie kupić? – zapytałam.

– Wysiedliśmy na Centralnym i to się widzi, kto jest "puknięty". Podchodzimy do takiego i prosimy, żeby nam kupił trochę. Są miejscowi i wiedzą, gdzie i co można dostać. Później przenieśliśmy się w okolice Dworca Wileńskiego z jednym kolesiem i jakąś dziewczyną. Ale był odlot. Daliśmy sobie w żyłę. Jak się daje w żyłę, to jest odlot momentalny. Śpisz na jawie. Niby kontaktujesz, ale nie wiesz, co się wokół dzieje. Świetne uczucie. Ale wolę palić. Skręty są najgorsze. Ścierwo.

–  To czemu to bierzesz?

– Bo jest fajne. Nie zamierzam przestać. Chociaż przez to rodzice mnie wyważyli z chaty. Postawili warunek, że mogę wrócić, ale jeśli się zacznę leczyć.

– Nie chcesz? – ciągnę go za język.

– Próbowałem. Z siedem czy osiem razy podejmowałem leczenie. Za każdym razem kończyło się tak samo. Nie chce mi się  po raz kolejny tego robić. Ciężko wytrzymać w takim ośrodku. A póki co mieszkam u tego kolegi, z którym dziś przyjechałem. Mieszkamy tylko we dwóch, ma fajne mieszkanie i jest dobrze. Niedługo powinien chodzić konduktor, nie? A może zrobimy tak, że ja się schowam do kibla, a później dasz mi swój bilet?

– Ale ja mam studencki.

– Aha, trudno. Studiujesz w Warszawie? – tym razem on zadał pytanie.

– Tak.

Wyszedł z przedziału. Zostawił kurtkę i reklamówkę. Po chwili przyszła pani konduktor. Sprawdziła mi bilet. Zauważyła pozostawione rzeczy po drugiej stronie przedziału, ale nie zapytała o nie. Za chwilę wrócił Norbert. Nowy "kolega" w którymś momencie zdążył mi się przedstawić. Był jeszcze bardziej zdyszany niż wcześniej, kiedy wsiadł do pociągu.

– Spotkałem konduktorkę. Powiedziałem jej, że mnie okradli i nie mam dokumentów ani nic. Kazała mi wysiąść na najbliższym przystanku. To chyba będzie Warka, nie?

– Chyba tak. Ale to jeszcze kawałek – poinformowałam go. – Wracając do rozmowy… Takie „zabawki” pewnie sporo kosztują? Pracujesz gdzieś? Bo chyba skądś trzeba brać na to kasę?

– Kradnę – odpowiedział bez wahania, ale z wyczuwalną nutką żalu w głosie. – W sklepach. Zwykle kosmetyki, perfumy. Dziś na przykład zarobiłem 1500 zł w dziesięć minut! Ale wszystko z kumplem, kur…, rozwaliliśmy w niecały jeden dzień.

Po tej informacji po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że przebywanie sam na sam w przedziale ze ćpającym złodziejem nie jest zbyt rozsądne, a na pewno nie całkowicie bezpieczne. Tym bardziej, że nade mną spoczywały bagaże, a w nich sprzęt fotograficzny wart kilka tysięcy złotych. Nie poznałam jednak po sobie lekkiego strachu, a nawet jeśli, to Norbert i tak nie zauważyłby tego. Kiedy nie mówił, przymykał oczy. Właściwie, to one same mu się zamykały. Jednak mimo tego, kim był, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest równym gościem, który jedynie zboczył z drogi i nie może się odnaleźć w życiu. Naiwność z mojej strony? Może. Ale w głębi duszy byłam pewna, że nie wydarzy się nic złego. Pewnie rzadko kiedy może sobie z kimś tak pogadać. Pewnie zwykle ludzie go unikają.

– Nigdy cię nie przyłapano na kradzieży? – kontynuowałam.

– Pewnie, że przyłapano. Wiele razy. Mam mnóstwo mandatów. Oczywiście niezapłaconych. Nie mają i tak z czego ściągać.

Do naszego przedziału znów zajrzała pani konduktor. Nie była to jednak ta sama kobieta, która mnie sprawdzała bilet. Ta była starsza i o wiele bardziej stanowcza. Weszła i rozłożyła ręce w geście bezsilności.

– No co pan tu jeszcze robi? Zaraz stajemy. Proszę się zbierać! – zakomunikowała.

– Dobrze, dobrze. Już wychodzę. Przysnąłem – tłumaczył się Norbert.

Pani konduktor poszła dalej, a mój rozmówca założył kurtkę i rzeczywiście szykował się do wyjścia.

– Albo nie wychodzę. Zostaję. Do Radomia już niedaleko – zadecydował nagle.

– A jeśli ona znów przyjdzie? – zapytałam.

– No to co – wzruszył beznamiętnie ramionami.

Nie chciało mi się wierzyć w to, że już nie przyjdzie. Wyglądała raczej na kogoś, kto łatwo nie odpuszcza jeżdżącym "na gapę". Jednak kolejne minuty leciały bardzo szybko, a ona nie nadchodziła. Odpuściła?

W trakcie moich rozważań Norbert wybiegł nagle bez słowa. Wrócił po chwili.

– Ale był haft! Po herze zawsze się rzyga. Ale jak wtedy robi się dobrze na żołądku! Kur…, nie będę już brał w żyłę. Wolę palić. Wolniej bierze. I jest się bardziej świadomym. A przydaje się być świadomym, bo zawsze muszę pilnować, żeby sobie wstrzykiwać po koledze. Bo on ma HIV.

– Nie boisz się, że możesz się zarazić?

– Nie. Ja biorę pierwszy. On po mnie, bo i tak jest chory. A ja zawsze korzystam z nowej strzykawki. Kur…, marzę o tym, żeby się umyć i położyć wreszcie.
I znów przysnął. Tym razem na dłuższą chwilę.

– Zaraz będziemy na dworcu w Radomiu! – obudziłam go w końcu.

Zerwał się na równe nogi.

– Dobra, to dzięki za dotrzymanie towarzystwa – powiedział.

– A wiesz.... A wiesz, że rozbił się prezydencki samolot i zginęło 96 osób, w tym para prezydencka, parlamentarzyści i inni ważni ludzie?

– Taaak? To coś chyba gdzieś słyszałem… Aaaa to dlatego tyle ludzi było ze zniczami w centrum! Widzisz, władza zabija, narkotyki nie.

Na zdjęciu: podziemia nowojorskiego metra, październik 2012.

PS. Ten tekst powstał kilka dni po katastrofie smoleńskiej. Zniknął z sieci wraz ze zmianą wyglądu mojej strony. Pomyślałam, że warto opublikować go ponownie.


Komentarze do wpisu: Dodaj nowy komentarz

lesykarse (2021-03-19 11:38:19),


https://vsviagrav.com/ - generic viagra

Porter (2017-09-16 18:28:53),


Let's take a glance at some of the tried-and-true male enhancement techniques. In order to keep coming back normal daily life, guys have to find good sources to apply. Most doctors prescribe antidepressants to cure early ejaculation as some of these drugs have a very side-effect - delayed orgasm.

ADoosseSweassy (2017-08-20 17:09:07),


Others is capable of an erection but cannot maintain it during sexual intercourse. Use these circumspectly however, since they may lower blood sugar, that's an undesirable effect in men whose blood sugar are properly balanced.