17

czerwca 2012
Skomentuj (1)

Szpakowski mówi, że żegnamy się z podniesioną głową. Żegnamy się bez głowy – napisał mi kolega zaraz po meczu z Czechami. I świetnie to ujął. EURO 2012 to większa porażka reprezentacji Polski niż mundiale w 2002 i 2006 czy mistrzostwa Europy w 2008 roku.

Chronologia się zmieniła. Nie przegraliśmy dwóch pierwszych meczów. Do końca mieliśmy szansę na awans w przeciwieństwie do poprzednich wielkich imprez. I dziwne, żeby było inaczej. Własne podwórko, rozstawienie przed losowaniem i przede wszystkim zadziwiająco przychylni rywale. Rzadko na mistrzostwach Europy trafia się taka grupa. Wyrównana, bez wyraźnego faworyta, bez zespołu z czołówki rankingu FIFA. No i jeszcze ten obroniony rzut karny…

Jak można było nie awansować?! Grając u siebie z Czechami, Rosją i Grecją brak ćwierćfinału wydawał się niemożliwy. Lepszej sytuacji i łatwiejszej grupy już nigdy nie będzie. Czego tej drużynie zabrakło, bo szczęścia mieliśmy bez liku? Rafał Stec, felietonista Gazety Wyborczej, zasugerował, że może "Fryzjera"… Dobrze, że nie słyszę tego żałosnego "nic się nie stało". Stało się. I albo ktoś coś z tym zrobi, albo za dwa lata będzie to samo, o ile w ogóle do mundialu w Brazylii awansujemy.

Najgorszy jest teraz trener. Wielu zapomniało już, że to media i kibice namaścili Franciszka Smudę na zbawiciela polskiego futbolu trzy lata temu. Nikogo lepszego wtedy nie było. Czy ktoś inny upichciłby z tego, czym dysponujemy, lepszą drużynę? A gdyby Mila, Borysiuk, Piech… Gdybanie nie ma sensu, bo do niczego nie prowadzi. Wiadomo, że "Franz" musi odejść. Nie sprostał wyzwaniu. Pogubił się.

Piłkarze? Na papierze wyglądało to lepiej niż cztery czy sześć lat temu. Dawno nie mieliśmy tylu graczy, na co dzień regularnie występujących w silnych europejskich klubach. Było tyle czasu na zbudowanie z nich zespołu, a w najważniejszym momencie okazało się, że go w ogóle nie mamy. Kilka indywidualności nie tworzy drużyny, a historia nieraz pokazała, że w takich imprezach nie liczą się nazwiska. W sumie zawiedli wszyscy. Może z wyjątkiem Przemysława Tytonia, który zrobił więcej niż ktokolwiek oczekiwał, żeby ten zespół awansował do 1/4 finału.

Mam nadzieję, że po tym przykrym doświadczeniu przestaniemy się bawić w rozdawanie paszportów na prawo i lewo niechcianym w swoich krajach. Żaden z naszych "farbowanych lisów" nie zrobił różnicy na boisku. Problem z nimi nie polegał jednak na tym, że są, bo skoro już są, to mogą się przydać. Problem był taki, że trener Smuda na siłę chciał na nich oprzeć drużynę. Postawił sobie za punkt honoru namówienie byłych reprezentantów niemieckich młodzieżówek do założenia koszulki z orzełkiem. Chyba nawet bardziej się skupił na tym niż na grze w piłkę. Poświęcił na to tyle czasu i energii, że później szkoda było już się z tych piłkarzy wycofać, nawet jeśli formą na kolana nie powalali.

Przed turniejem obawialiśmy się, że nie damy rady organizacyjnie. Że nie zdążymy z drogami i stadionami. Nikt nie brał pod uwagę scenariusza, że wielkiej imprezie w naszym kraju podołają wszyscy z wyjątkiem zespołu narodowego, który miał tworzyć piękną historię.

Ale tak naprawdę to na czym opieraliśmy te nadzieje? Na 4:0 z jakaś Andorą? Ta reprezentacja nie pokonała żadnego poważnego rywala w starciach towarzyskich. A atmosfera dzięki mediom udzieliła się wszystkim taka, jakbyśmy byli głównymi faworytami do złota na EURO. Ten, kto przed lub w początkowej fazie turnieju zachowywał rozsądek albo nie wróżył Polsce sukcesu, od razu był szykanowany. Mnie też się parę razy dostało, że tylko narzekam. No bo jak to tak narzekać, kiedy wszyscy pełni optymizmu? Ci, którzy mnie znają, mówią, że jestem urodzoną optymistką. A ci, którzy nie znają, niech nie oceniają po poglądach. Na studiach uczyli nas, że poważnym błędem jest mieszanie krytyki osoby z krytyką poglądów…

Co teraz? Sezonowcy pokrzyczą, że nic się nie stało i zapomną o piłce na jakiś czas. Eksperci pogadają trochę o potrzebach zmian w systemie szkolenia, których jednak nikt się nie tknie. W PZPN pewnie niewiele się zmieni. Przecież aż takiej katastrofy nie było. Może więc szkoda, że nie doznaliśmy wyraźniejszej porażki?  Mecz z Czechami obnażył wszystkie słabości kadry, ale to cały czas tylko skromne 1:0. Było tak blisko. Zmienimy trenera i będzie dobrze. Przynajmniej na początku. Zaraz kolejne eliminacje. I nic się nie zmieni. Optymizm i nadzieja zakiełkują na nowo na jałowym gruncie…

Link do tekstu na CKsport.pl – tutaj.

Na zdjęciu: jedyny piłkarz reprezentacji Polski, do którego po EURO 2012 nie można mieć pretensji – Przemysław Tytoń. Zdjęcie zrobione w maju 2010 roku.


Komentarze do wpisu: Dodaj nowy komentarz

MC (2012-06-17 19:56:05),


Słaba ta gwiazda...i to kolega ;p A co do wpisu to teraz trzeba zmienić taktykę i paszporty rozdawać np Hiszpanom, tam też mają dobrych piłkarzy którzy się nie łapią do reprezentacji. Może jest tam ktoś kto miał prababcie która miała sąsiadkę która mówiła po polsku :)